Biznes Indonezja Kraj Singapur

Eksport produktów spożywczych do Indonezji i Singapuru

Dzisiaj słów kilka na temat procedur i kroków koniecznych przy eksportowaniu produktów spożywczych do Singapuru i Indonezji. Pomimo tego, że oba kraje dzieli od siebie jedynie cieśnina singapurska, to temat sprzedaży importowanych produktów na obydwu rynkach to dwa światy. Bardzo od siebie odległe. 

Zanim przejdziemy do konkretów na temat ram czasowych, importowych procedur i historii z nimi związanych, należy pamiętać, że oba kraje i ich przepisy importowe to pokłosie realiów, w których oba kraje są usadowione i operują.

O ile Singapur prawie w całości importuje żywność i napoje, o tyle Indonezja produkuje mnóstwo swoich własnych produktów. Singapur nie miał, nie ma i nie będzie mieć wyjścia w temacie importu żywności i napojów, więc reguły dotyczące ich importu, ale też i alkoholi, są niesamowicie przejrzyste i proste.

Z drugiej strony, Indonezja to prawie pewny ‘mistrz świata’, a na pewno mistrz Azji południowo wschodniej, w kategorii ochrony własnego rynku. To ciągnie za sobą tworzenie zawiłych regulacji, które bardzo, ale to bardzo przeszkadzają w imporcie produktów z sektora FMCG do Indonezji.

Firmy, które zdecydują się na sprzedaż swoich produktów na archipelagu, muszą przygotować się na długą i kretą drogę do potencjalnego sukcesu. 

Singapur: uwaga na skład i… droga wolna!

Singapur oferuje przejrzyste regulacje na temat importu żywotności i napojów. Takim prostym zdaniem można podsumować realia panujące na tutejszym rynku. Nie trzeba przechodzić uciążliwego procesu rejestracji produktów, a jedynie należy upewnić się , że produkty importowane do Singapuru nie posiadają składników nielegalnych na terenie państwa miasta. Nie jest takowych wiele, ale jednak są.

Należy pamiętać na przykład, że Singapur, podobnie jak Indonezja, posiada bardzo restrykcyjne prawa antynarkotykowe i produkty posiadające w składzie takie składniki, jak konopie indyjskie, nie będą mogły być legalnie sprzedawanymi w Singapurze.

Przed wysłaniem produktów do dystrybutora w Singapurze należy więc upewnić się, czy składniki występujące w produktach są dopuszczalne do sprzedaży na tutejszym rynku. W ogóle warto w Singapurze współpracować z dobra firmą logistyczną i dystrybutorem z renomą, bo to bardzo upraszcza i tak prosty proces importu produktów.

Jedynymi dokumentami wymaganymi do sprzedaży żywności i napojów w Singapurze to certyfikat laboratoryjny potwierdzający skład produktów, certificate of origin, potwierdzający, gdzie produkty zostały wyprodukowane i kilka pomniejszych dokumentów, wystawianych bezpośrednio przez producenta. Większość dodatkowych dokumentów jest wymagana jedynie w przypadku kontroli sanitarnej już po procesie importu. 

Indonezja: biurokracja level hard

Indonezja natomiast to w temacie importu żywności i napojów zupełnie inna ‘bajka’. I bardzo często jest to niestety bajka bez przysłowiowego ‘happy endu’. O ile w przypadku Singapuru papierologia potrzebna do pierwszej wysyłki to kwestia dni lub tygodni, o tyle w przypadku Indonezji to zazwyczaj proces trwający od dwunastu nawet do ponad dwudziestu miesięcy. 

Warto o tym wiedzieć przed podjęciem decyzji o wejściu na rynek Indonezji. Należy się przygotować na niekończącą się listę potrzebnych do rejestracji produktów dokumentów, nie tylko potwierdzających listę składników, ale też i receptury i dokładną wartość każdego ze składników. 

Dodatkowo oprócz składu produktowego, należy przedstawić organem rejestrującym również skład składników obecnych w produktach. Wyższy poziom zagmatwania i rozwoju biurokracji. 

O ile w Singapurze już po kilku miesiącach można sprzedawać produkty i liczyć kokosy, o tyle w Indonezji potrzeba cierpliwości i wizji firmy ‘na lata’, zanim będzie można zobaczyć profity ze sprzedaży swoich produktów w odległych zakątkach archipelagu. Tutaj warto wiedzieć, że owej cierpliwości wystarcza producentom zazwyczaj na kilka miesięcy i w pewnym momencie procesu rejestracji produktów po prostu rezygnują z całego przedsięwzięcia. 

Mistrzowie papierologii

Tutaj Indonezja zdecydowanie dzierży pałeczkę przewodnictwa w regionie i stwarza widzialne i niewidzialne bariery na wejście produktów do Indonezji. O ile ASEAN wymaga na Indonezji ujednolicenia i obniżenia ceł na produkty, na przykład z Unii Europejskiej, to w praktyce Indonezja w gąszczu ustaw, zasad i reguł przemyca ‘limity importowe’ na niektóre produkty, co powoduje ich skuteczne blokowanie podczas importu do Indonezji.

I tak na przykład ponad dziesięć lat temu, rząd Indonezji z góry ustalał ilość dopuszczalnego importu alkoholu na teren Indonezji. Powodowało to, że już w okolicach czerwca i lipca, limit sprowadzanej wódki czy whisky osiągał poziom określony rządowym limitem i przez to wpływające do Indonezji kontenery z tymi alkoholami były zatrzymywane w urzędzie celnym i ich wjazd do Indonezji był po prostu zabroniony.

Dodatkowo w roku 2019 w odpowiedzi na zakaz importu do UE oleju palmowego z Indonezji, miejscowy rząd całkowicie zablokował import alkoholi z Unii Europejskiej.  

Alkohol, sok jabłkowy i… mięso

Możemy dedukować, że prawo takie było wprowadzane jedynie w przypadku alkoholi, ponieważ Indonezja to największy muzułmański kraj na świecie. Nic bardziej mylnego. Podobna sytuacja tyczyła się na przykład soku jabłkowego. Rząd odgórnie wprowadzał limity na jego import do Indonezji i przez lata eksportowanie do Indonezji soku i koncentratu jabłkowego, ale też i nieprzetworzonych jabłek, było niebywałą logistyczno-prawną ekwilibrystyką. 

Ciekawostką może być na przykład fakt, że prawie zupełnie zablokowany do Indonezji jest import mięsa. Jedynie kilka potęg w tej dziedzinie, takich jak Australia, USA, Japonia czy Wielka Brytania sprytnie ogarnęło na poziomie rządowym umowy bilateralne pozwalające na takowy import. Polskie mięso, kiełbasy czy inne przetwory mięsne nie mają w ogóle miejsca w Indonezji.

Aby sytuacja zmieniła się, polski rząd musiałby przejść długą i czasochłonną procedurę negocjacji i dopuszczenia polskiego mięsa na rynek Indonezji. A nie jest to łatwe. Po pierwsze Indonezyjskie urzędy to osobne państwo w państwie i nawet przy przychylności centrali w Dżakarcie, negocjacje i prace nad umowami bilateralnymi mogłyby utknąć na niższych szczeblach biurokracji.

Po drugie lobby wspomnianych w tym akapicie krajów jest tak silne, że w praktyce zupełnie uniemożliwia uzyskanie akceptacji dla nowych krajów. Bo czemu dzielić się atrakcyjnym rynkiem z nowymi graczami?

A po trzecie, jaki polski rząd po roku 1989 ma długą i spójną strategię wspierania rodzimego eksportu, zwłaszcza na rynkach oddalonych od Polski o tysiące kilometrów?

BPOM

Te cztery litery to przekleństwo każdego importera w Indonezji. Odpowiednik amerykańskiego FDA, nadaje w Indonezji słynne numery licencyjne: ‘nomor BPOM’ i to jedynie z takim numerem licencyjnym produkty spożywcze i napoje mogą legalnie być sprzedawane w Indonezji. Jako że BPOM i jego regulacje to temat rzeka, znajdzie on miejsce na naszym portalu w innym czasie. A znajdzie na pewno, bo jest to temat bardzo ważny i bez jego znajomości w ogóle nie warto dyskutować na temat potencjalnej ekspansji na Indonezję. 

Sprzedawać czy nie sprzedawać? Oto jest pytanie

Skoro tak trudno jest wejść na rynek Indonezji, to po co tam w ogóle sprzedawać? Takie logiczne pytanie może nasuwać się po przeczytaniu tego krótkiego tekstu. Pomimo ton papierów, które należy przygotować, oraz długiego procesu wejścia na rynek Indonezji, kraj ten oferuje nadal ogromny potencjał dla żywności i napojów z importu.

Z prawie 300 milionów mieszkańców, nawet jeśli tylko 10% posiada portfele tak zasobne jak ich sąsiedzi z Singapuru, daje to nam łatwe do przeliczenia 30 milionów potencjalnych klientów. To pięć razy więcej niż cala ludność Singapuru. Łakomy kąsek dla każdego producenta z sektora FMCG.

Gra warta jest więc świeczki, prawda?