Ludzie, którzy odwiedzają Tajlandię na przestrzeni ostatnich lat twierdzą, że Kraj Uśmiechu nie jest już tanim wakacyjnym kierunkiem. Jako Farang mieszkający w Tajlandii od wielu lat, mam pokusę dołączyć do dyskusji.
Tajlandia w czasach PRL-u: jabłka i tekstylia
W czasach PRL-u Tajlandia była drogim kierunkiem dla rodaków zza Żelaznej Kurtyny. Jako nastolatek słyszałem legendy o super interesach do zrobienia w Bangkoku. Wystarczyło kupić tani bilet lotniczy LOTu z Warszawy do Tajlandii i zawieźć tam skrzynkę świeżych jabłek. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży owoców kupowało się tanie tekstylia i azjatycką elektronikę, na którą był nieustający pobyt w kraju realnego socjalizmu.
Zarabiało się wówczas wielokrotność zainwestowanego kapitału.
Przeciętny mieszkaniec Tajlandii w tamtych latach miał realnie wyższe zarobki od Polaków.
Mój tajski teść zaczynał swoją karierę zawodową jako inżynier i jego pierwsza pensja wynosiła 900 baht! Kwota ta wystarczała do wykarmienia rodziny, wspomagania młodszego rodzeństwa i zakupu japońskiego motoru Yamaha 150 cc, który notabene sprezentował mi kiedyś i mam go do dziś w swojej kolekcji.
Dolar amerykański po 20 baht
W latach 1958 – 1973 kurs tajskiej waluty był sztywno powiązany z dolarem i wynosił 20,8 baht. W latach 1973 – 1978 jeden dolar równał się 20 baht. Zarobki mojego teścia można było przeliczyć na 45 dolarów amerykańskich.
Tymczasem w Polsce w połowie złotej dekady Edwarda Gierka, średnie zarobki wynosiły około 18 dolarów. Paczka gumy do żucia Donald kosztowała w Pewexie 30 centów, a amerykańskie oryginalne dżinsy 8 dolarów.
Wakacyjny raj 2000
Pamiętam doskonale swój pierwszy pobyt w Tajlandii na początku 2000 roku. Podczas miesięcznej podróży wydawałem ułamek budżetu w porównaniu z wyjazdami do Afryki Wschodniej, a nawet Etiopii.
Domek campingowy przy samej plaży na wyspach Koh Chang lub na Koh Lanta kosztował 250 baht ze śniadaniem dla dwojga. Wyspy nie były wybetonowane, nie było wielkich budynków i hoteli. Po tropikalnej ulewie woda szybko wsiąkała w glebę i nie było miejscowych podtopień. Woda w morzu była bardzo czysta. Prawdziwy raj w studenckich cenach.
Złote lata w Chiang Mai
W latach 2004 – 2007 mieszkałem w Chiang Mai. Kurs polskiej waluty wynosił dziesięć do jednego. Za kwotę 250 złotych wynajmowałem kawalerkę w nowym budynku opodal Nocnego Bazaru. Miesięczna kwota 1000 złotych wystarczała na aktywne życie, z wyjściami do klubu sportowego i pubu niemal każdego wieczora.
Trzy duże piwa Chang kosztowały 100 baht w sklepie u miejscowej cioci.
Obiad na mieście oscylował wokół 30 baht.
Butelka whisky w najpopularniejszej dyskotece Bubble kosztowała 295 baht.
Nie było żadnych turystów z Chin, a miejscowa policja robiła kontrole drogowe tylko pod koniec miesiąca, aby dotrwać do pierwszego kolejnego miesiąca. W licznych kultowych pubach siedzieli ekspaci – pionierzy osiadli w Tajlandii jeszcze w latach osiemdziesiątych.
To były piękne czasy.
W pierwszej dekadzie XXI wieku życie i podróżowanie w Tajlandii było znacznie tańsze niż w Malezji i Indonezji. Również podróżowanie po Birmie bywało droższe, ze względu na przymusową wymianę dolarów na miejscowe bony, jak w czasach PRL.
,,Biedni” brytyjscy emeryci
W ostatnich latach Tajlandia stała się droższym krajem dla przybyszów z Zachodu, głównie za sprawą kursu walut. Dodatni bilans handlowy Tajlandii oraz mniejszy poziom zadłużenia od krajów Zachodnich, owocuje pełzającym wzmacnianiem się tajskiego bahta w ostatniej dekadzie.
Przez wiele lat każda złotówka była warta dziesięć baht. Po kryzysie finansowym w latach 2008 – 2011 wzmocnienie tajskiej waluty względem wszystkich głównych walut na świecie i w regionie stało się odczuwalne. Ten proces nie zakończył się i trwa nadal. W 2023 roku każda wymieniona złotówka daje tylko 8 baht.
Dla ludzi mających dochody w brytyjskich funtach zmiana jest bardzo dramatyczna. Handlując niegdyś na brytyjskim eBayu, każdy zarobiony tam funt wart był co najmniej 65 baht. Trwający od lat proces dewaluacji funta zaowocował dzisiejszym poziomem 42 baht (nawet 38 baht za funt w 2019 roku).
Liczni Brytyjscy emeryci żyjący wygodnie w Tajlandii na przełomie wieków, stali się obecnie zubożałą grupą obcokrajowców. Wielu z nich nie stać na obligatoryjne prywatne ubezpieczenie zdrowotne i przeprowadzają się do tańszych krajów, jak Sri Lanka.
Tajlandia staje się zamożnym krajem
Ale przyczyn wzrostu cen jest więcej. Tajlandia rozwijała się o wiele szybciej od krajów Europy w ostatnich półwieczu. Poziom zamożności wzrastał systematycznie ( poza azjatyckim kryzysem roku 1997) i rosła pensja minimalna.
W tym roku dniówka mojego murarza wynosiła 600 baht (70 pln), a ogrodnika 400 baht (50 pln) w jednej z najuboższych prowincji przy granicy z Laosem. A trzeba pamiętać, że koszt płacy minimalnej przekłada się na cenę usług, za które płacą turyści.
Kapitał z Japonii i Chin
Silne inwestycje japońskich firm w sektorze motoryzacyjnym wzmocniły tajski eksport wysoko przetworzonych produktów. Masowy napływ drobnych chińskich inwestorów kupujących rocznie tysiące mieszkań doprowadził przemysł budowlany do rekordowych zysków w okresie sprzed pandemii.
Niskie podatki – niskie koszty życia
Koszty życia w Tajlandii byłyby jeszcze wyższe. Jednak miliony wyzyskiwanych pracowników z Birmy i Kambodży pracują często ponad 70 godzin tygodniowo. Brak ZUSu, Sanepidu i setek regulacji przyczynia się do taniej gastronomii – słynnej na całym świecie tajskiej kuchni. Niski podatek VAT w wysokości 7 procent obniża znacznie koszty życia.
Mój werdykt – jest nadal tanio! (No chyba że kupujemy ementaler…)
Turyści zachwycają się tajską kuchnią i od rana do wieczora pałaszują padthaje czy smaczne potrawy z wieprzowiną. Tak można odżywiać się przez kilka miesięcy – ale nie lat. W końcu przychodzi ochota na ser żółty, dobre wino i świeży chleb z europejskiej piekarni.
Wszystkie zachodnie produkty były zawsze trzykrotnie droższe od podobnego koszyka żywnościowego w Polsce.
Pamiętam jak mój kolega z Warszawy po ponad roku mieszkania w Chiang Mai zaczął kupować słoiczek ogórków konserwowych lub szynkę niemiecką lamentując nad wysokimi cenami.
Do 2010 roku podróżując po Tajlandii ciężko było napić się porannej kawy. O herbacie było można zapomnieć. Za cenę jednej pizzy, można się było stołować w Chiang Mai przez cztery albo pięć dni.
Dzisiaj dostępność i wybór zachodnich produktów oraz ogromna ilość (dobrych!) kawiarni powoduje, że życie w Tajlandii jest tańsze.
Kilka liczb
- Litr paliwa – 5 złotych
- Metr kwadratowy mieszkania w Chiang Mai – 4,000 złotych
- Danie w taniej restauracji – 6 złotych,
- Kawa w kawiarni – 8 złotych,
- Kilogram ziemniaków – 6 złotych,
- Litr mleka – 7 złotych,
- Wino czerwone średniej klasy – 60 złotych,
- Kilogram sera żółtego – 70 złotych,
- 30 jajek – 15 złotych.
- Rachunki za prąd i media w mieście dla rodziny to kwota około 300 złotych.
Na ranczo na północy moje rachunki miesięczne to :
- woda – 25 złotych (instalacja zbiorników na wodę deszczową spłaca się po wielu latach dopiero)
- internet – 70 złotych
- prąd – maksymalnie 120 złotych (w czasie zimowych miesięcy mniej!)