Gdzieś z dala od wybuchów min i huku dział armatnich, z dala od nagłośnionych medialnie punktów zapalnych świata, „wałkowanych” codziennie w globalnych doniesieniach agencji prasowych, gdzieś w rejonie dalekiej Azji południowowschodniej, trwają ciche zapasy państw regionu na morzu południowo chińskim.
Dziś już nie tylko Indonezja, ale również Wietnam oraz Filipiny spierają się coraz częściej i aktywniej z Chińskim smokiem o „swoje” grupy wysp morza południowo chińskiego w okolicach tak zwanej linii „Nine Dash”.
Chińskie jednostki wpływają coraz częściej, gęściej i odważniej w filipińską strefę ekonomiczną (EEZ) pod pretekstem zarówno roszczeń terytorialnych jak i praw do badań naukowych.
Chińczycy przypisują sobie prawo własności do kilku wysp i wysepek akwenu morza południowo chińskiego, odrzucane bezwzględnie przez Filipińczyków. Spór toczący się głownie o wyspy Spratly (Nanshan Island).
W ostatnim okresie nasiliły się morskie „incydenty” z wpływaniem chińskich „statków badawczych” w strefę kontrolowaną przez Filipiny. Glos w sprawie nielegalnych wpłynięć zabrała nawet kilkukrotnie ambasada Chin w Manili podkreślająca chińskie prawo do takich posunięć.
Zdaniem Manili odrzucającej jakiekolwiek roszczenia terytorialne, kontrowersje i spory rozwiązać można jedynie na drodze pojednania i dialogu.
Tylko na początku sierpnia filipińska straż przybrzeżna zarejestrowała 22 „nielegalne” wpłynięcia statków pod chińską banderą w filipińską strefę przybrzeżną.
Jest to znaczny wzrost w porównaniu do niedaleką przeszłością, chińskiej aktywności morskiej na filipińskich wodach terytorialnych w rejonie wysp Spratly (Nanshan Island).
prowadziły swoje badania w okolicach północnej części wyspy Luzon, największej wyspy archipelagu Filipin.
Filipińskie służby graniczne PCG (Philippine Coast Guard) zmuszone były wysłać samolot zwiadowczy celem obserwacji jednostek chińskich, jednak te mimo ostrzeżeń nie reagowały na wezwania do opuszczenia spornego rejonu.
Nie da się ukryć, że Chińczycy testują w ten sposób swoje militarne możliwości i granice bezkarności w regionie, mając pełną świadomość, że zarówno Filipińczycy jak i Indonezyjczycy a w pewnym sensie również Wietnamczycy zdają się być po „amerykańskiej” stronie światowej barykady a tym czasem, Tajwan jest przecież tak blisko.