Dziś kolejny tekst z pierwszego KAPeWu – Jędrzej Majewski i opowieść o Sarawak w Malezji.
Mieszkając w Malezji zauważyłem, że Sarawak, jedna z Malezyjskich prowincji położonych na Borneo często umyka uwadze Polskich turystów. Wynika to czasem z mniejszej rozpoznawalności nazwy Sarawak w konkurencji z Malaką, Penangiem czy Kuala Lumpur jak i z przyczyn logistycznych, dodatkowy przelot na Borneo komplikuje plany i nastręcza dodatkowych kosztów. Ominięcie tej części Malezji jest jednak w moim odczuciu dużym błędem. Borneo jest bowiem istną skarbnicą dla turysty, zarówno pod względem unikatowych kultur miejscowych plemion jak i pod względem skarbów natury takich jak jaskinie, góry czy lasy deszczowe. Sarawak jest też jednym z najbardziej dogodnych miejsc, aby zobaczyć to bogactwo ze względu na niezły transport i bardzo dobrą znajomość języka Angielskiego. Poniżej przedstawię więc to co moim zdaniem warto zobaczyć a co wielu turystów omija, nieświadome popełnianego błędu.

Przede wszystkim należy zaznaczyć, że w odróżnieniu od reszty Malezji przez większość swojej niedawnej historii Sarawak był niepodległym królestwem. James Brooke, założyciel królestwa pojawił się na Borneo w 1841 roku; w zamian za zduszenie rebelii w imieniu Sułtana Brunei został mianowany gubernatorem. Szybko i nie do końca uczciwie przejął pełnię władzy nad terytorium i w 1845 roku Sułtan Brunei zrzekł się praw do Sarawaku a James Brook został pierwszym władcą (tytułowanym Radżą) niepodległego Sarawaku. Sytuacja wywołała chwilową konsternację w Londynie, bo nie było pewności czy poddany Brytyjskiej królowej może sam być królem, jednak po konsultacjach Brytyjska korona udzieliła zgody na taki stan rzeczy. Rodzina Brooke utrzymywała władzę nad Sarawakiem aż do inwazji Japońskiej w 1941 roku. A kiedy po wojnie Korona Brytyjska przejęła władzę nad Sarawakiem spotkało się to z ostrym sprzeciwem miejscowych mieszkańców. Niepodległość wróciła w 1963 roku, kiedy Sarawak wraz z Federacją Malajską, Brytyjskim Północnym Borneo (dzisiejszym Sabah) i Singapurem otworzył Federację Malezyjską. Nawet w tym momencie jednak Sarawak zastrzegł sobie listę 28 warunków np. odrębna od reszty federacji służba imigracyjną, dlatego do dzisiaj Malezyjczycy z innych części kraju, lądując w Sarawaku muszą uzyskać wizę wjazdową podobnie jak turyści z Polski. Przez cały okres panowania biali radżowie starali się utrzymywać dobre relacje z i pomiędzy miejscowymi grupami etnicznymi. Chociaż nie brakowało konfliktów zbrojnych z tymi miejscowymi plemionami, które nie zgadzały się skończyć z polowaniem na ludzkie głowy czy ogólnie wojnami plemiennymi. W przeciwności do innych części dzisiejszej Malezji, nie było tu jednak polityki aktywnego sprowadzania dużych ilości pracowników z Chin czy Indii, nie było też agresywnej działalności misyjnej, a ta która istniała była raczej za zezwoleniem a nie za zachętą władców. Dzięki temu, jak również dzięki bardzo skomplikowanej mieszance różnych plemion w Sarawaku, do dzisiaj panują tu dużo bardziej harmonijne układy między różnymi mniejszościami niż nawet w innych częściach Malezji. Mieszkańcy Sarawaku zaś, czują swoją odrębność i cenią sobie bardziej harmonijne układy niż w reszcie państwa. Pod względem etnicznym połowa mieszkańców Sarawaku to Dajakowie, potomkowie siejących kiedyś postrach łowców głów, natomiast na resztę składają się mniejszości Chińska, Malajska oraz Melanau. Większość mieszkańców Sarawaku mówi płynnie trzema językami, a nie rzadko jest to jeszcze więcej. Powszechna znajomość języka Angielskiego, która tak ułatwia odwiedziny większości turystów, jest tu spuścizną nacisku rodziny Brooke na organizację dobrej jakości Angielskojęzycznych szkół. W rankingach znajomości języka Angielskiego Sarawak zawsze jest gdzieś na podium wśród Malezyjskich prowincji. Natomiast pod względem religijnym około połowy mieszkańców jest Chrześcijanami, kolejne trzydzieści procent to Muzułmanie i dziesięć procent to Buddyści, oprócz tego występuje też Taoizm oraz cały szereg tradycyjnych wierzeń animistycznych. Linia pomiędzy religią a kulturą jest to jednak dość cienka i mieszkańcy Sarawaku mogą się czasem zaliczać do więcej niż jednej z tych grup.

Sarawak to ogromna przestrzeń, powierzchnia tej jednej prowincji jest równa połowie Polski a zamieszkuje ją zaledwie dwa i pół miliona ludzi. Nic dziwnego więc że jest tam aż 30 Parków Narodowych. Są to parki takie jak Bako znane z obecności dobrze znanych nam z memów o Polakach Nosaczy Sundajskich, które lokalnie nazywane są żartobliwie Holenderskimi małpami, ze względu na swoje długie czerwone nosy i duże brzuchy które mieszkańcom kojarzyły się właśnie z przybyszami z Europy. Bardzo znany jest park Mulu gdzie można obejrzeć ostre jak żyletka wieże krasowe oraz wiele jaskiń, między innymi Sarawak Chamber czyli największą znaną na świecie komorę jaskiniową. Trochę bardziej dostępny (np. z miasta Miri) jest natomiast park Niah który również cechuje się obecnością wielu form krasowych, czyli na przykład spektakularna Jaskinia Niah z szerokim na 150 metrów zachodnim wejściem a w której archeolodzy odkryli szczątki ludzi sprzed ponad 30 tysięcy lat temu. Lub pobliska Jaskinia Malowana, gdzie można obejrzeć malunki naskalne przedstawiające nadmorskie życie, oraz pozostałości dawnych pochówków o trumnach w kształcie łodzi. Na zachodnim krańcu Sarawaku są zaś mniej znane parki takie jak Tanjung Datu gdzie znajdują się jedne z nielicznych, ale bardzo urokliwe i mało odwiedzane plaże oraz Talang Satang, gdzie po uprzednich zapisach można czasem oglądać żółwie morskie i porastające wyspy rafy koralowe. Są też wreszcie parki takie jak Gunung Gading, Gunung Satang czy Kubah, każdy z nich oferujący coś ciekawego i każdy z nich stosunkowo blisko do Kuching, stolicy Sarawaku. Z pewnością warto się wybrać do niektórych z Parków Narodowych, jednak również i poza nimi Sarawak obfituje w ciekawe miejsca. Lokalni przewodnicy często organizują wycieczki przez las deszczowy nad różne wodospady, których w pagórkowatym i górzystym Sarawaku na mniejszych i większych rzeczkach są dosłownie tysiące. Są też setki (ponad 400 w samej okolicy Kuching) mniejszych i większych jaskiń, gdzie jednak wybierać się z przewodnikiem. Jaskinie są tu bowiem często prywatną własnością, gdzie hoduje się jaskółki ze względu na ich jadalne gniazda wykorzystywane w Chińskiej medycynie. Jest to z resztą jeden z niewielu przypadków, gdzie zapotrzebowanie czegoś na potrzeby Chińskiej medycyny doprowadziło do większej dbałości o i ochrony gatunku a nie do jego wytrzebienia. Jedną z najbardziej znanych atrakcji turystycznych Sarawaku są Orangutany, najłatwiej zobaczyć je w ośrodku rehabilitacyjnym Semenggoh Wildlife Sanctuary gdzie trafiają osierocone młode Orangutany. Niedaleko od ośrodka rehabilitacyjnego jest też ferma krokodyli, kiedyś hodowano je na skóry do portfeli i torebek, w tej chwili jednak ze względu na nieopłacalność tej produkcji ferma stała się bardziej zoo i muzeum i opiera się prawie w całości na ruchu turystycznym. Kiedy zwiedzałem to miejsce kilka lat temu w szczególności przykuł moją uwagę Bujang Sudin, duży, prawie 5 metrowy krokodyl, którego odłowiono z rzeki w 1988 roku po tym jak zbyt blisko zbliżał się do jednej z wiosek niedaleko od Kuching, i który od tego czasu mieszka spokojnie na fermie i rośnie dalej. Widząc półtorametrową głowę gada człowiek zdaje sobie sprawę, że nie ma sensu planować jak się bronić przed krokodylem, planować należy raczej jak się nie znaleźć w pobliżu krokodyla.

Jak można się domyślić spora część tego co warto robić w Sarawaku to piesze wędrówki po parkach narodowych. Nie ma się jednak czego bać wybór jest na tyle szeroki, że można wybrać coś dla każdego. W wielu parkach znajdują się krótsze i łatwiejsze ścieżki, które w dodatku prowadzą do malowniczego wodospadu krystalicznie czystą chłodną wodą, która bardzo się przydaje przy temperaturach tropikalnych. Oczywiście dla tych którzy mają więcej energii i kondycji są też większe wyzwania. Moją ulubioną górą jest góra Santubong, ma ona “zaledwie” 810 metrów wysokości. W przeciwieństwie jednak do naszych Tatr czy Sudetów ścieżka na tą górę zaczyna się prawie na plaży, więc wchodząc na górę wchodzimy od razu całą jej wysokość. Wspinaczka jest też urozmaicona w okolicy szczytu drabinami sznurowymi i szeroką panoramą ze szczytu. Chyba że pada, jeśli akurat pada to spora część drogi w dół będzie na tyłku i cała podróż zajmie o 2-4 godzin dłużej niż się planowało. Nawet wtedy jednak jest to ciekawe doświadczenie, deszcz tropikalny jest czymś czego trzeba doświadczyć, żeby zrozumieć, a wspinaczka na górę pokaże nam większość niedogodności, al też piękna pieszych wędrówek w tropikach. O ile zdrowie pozwala zawsze staram się doradzić wszystkim, aby znaleźli czas na wspinaczkę na górę Santubong.

Również poza parkami jest sporo do obejrzenia, niektórzy powiedzieliby nawet że więcej niż w Parkach, dlatego że nie jest to przygotowane na turystów. Dopiero wychodząc poza parki narodowe zobaczymy natomiast życie zwykłych ludzi. Na wsi możemy zaobserwować uprawę ryżu, kauczuku czy palmy olejowej. A mojej ulubionej dolinie Bengoh gdzie do najwyżej położonych wiosek dotrzeć da się tylko na pieszo zobaczymy cały przekrój upraw, które dla nas są tylko nazwami na słoiczkach z przyprawami w kuchni. Pamiętacie powiedzenie “Idź, gdzie pieprz rośnie”? No, to tu właśnie. Ale zobaczymy też majestatyczne mosty zbudowane z bambusów i malownicze górskie wioski co rano spowite we mgle. A jeśli zostaniecie w wiosce na noc, będziecie też mogli porozmawiać z ludźmi, których dziadkowie, jeszcze uczestniczyli w wyprawach wojennych na sąsiednie plemiona.
Innym ciekawym miejscem jest Bukit Sadok, coś w rodzaju świętej góry dla plemienia Iban. Wyprawa zaczęła się od wieczornych obrzędów mających nas uchronić przez złością duchów. Tu wracamy do specyficznego rozumienia religii w Malezji, wszystkie osoby idące na wyprawę były albo Katolikami albo Anglikanami, ale jak jeden postanowili, że najlepiej będzie też nakarmić miejscowe duchy, żeby się nami zajęły podczas wyprawy. Na szczyt wzgórza wybraliśmy się o świcie. Z długiego domu, w którym nocowaliśmy droga na szczyt zajęła nam około 3 godzin spokojnym tempem. Nie jest to więc bardzo wymagająca trasa ani największa góra w okolicy jest to jednak miejsce z ciekawą historią. W drugiej połowie 19 wieku miały tu bowiem miejsce aż trzy bitwy pomiędzy siłami wysłanymi przez białego Radżę pod wodzą jego siostrzeńca Charlesa Brookea a jednym z przywódców Iban o imieniu Rentap. Rentap wraz ze swoimi siłami ufortyfikowali się na wzgórzu, udało im się nawet uzbroić drewniany fort w broń palną w tym w sporą armatę, którą przetransportowano z wybrzeża. Siły przewodzone przez Charlesa Brookea składały się z garstki białych, trochę liczniejszych oddziałów strzelców Malajskich, a w największym stopniu z lojalnych w stosunku do władz Sarawaku miejscowych wojowników, również Iban z grup, które były wrogie siłą zebranym w forcie. Trzeba tu bowiem powiedzieć, że w owym czasie plemię Iban składało się z kilku grup, które wprawdzie mówiły tym samym językiem, ale walczyły między sobą. Pierwsze dwie bitwy skończyły się niepowodzeniem dla sił Radży, dopiero za trzecim razem, gdy na skutek wewnętrznego konfliktu część Iban opuściła zbudowaną na szczycie drewnianą fortecę udało się ją zdobyć i zniszczyć. Siły Rentapa uciekły, on sam wycofał się w tereny dalej od podległych białemu Radży i dożył spokojnej starości. Dzisiaj śladów po fortecy już nie ma, ale miejscowi ludzie odbywają swoiste pielgrzymki, mając nadzieję, że nocując na szczycie przyśnią im się jakieś wskazówki od duchów przodków. Osobiście nie miałem tam nic specjalnego, być może przodkowie plemienia Iban niespecjalnie chcieli mnie tam widzieć. Natomiast o świcie powitał nas widok rozpościerający się aż po lśniące wody morza Południowo Chińskiego ponad 80 km na zachód od wzgórza. Dla samego tego widoku byłoby warto wejść na szczyt.

Na koniec wypada dodać, że Sarawak, jak cała Malezja, cechuje się niezwykle bogatym kalejdoskopem kuchni. Można tu znaleźć kuchnię Malajską, typową dla wielu części Malezji i Indonezji opierającą się głównie na daniach ryżowych ze smażonym kurczakiem, rybą czy mięsem kozim lub baraniną. Jest to kuchnia dość ostra korzystająca z dużych dawek owoców morza, i kokosów, jako że kultura Malajska tradycyjnie była mocno związana z morzem. Pomimo iż Malezyjczyków pochodzenia Hinduskiego w Sarawaku jest bardzo mało, to sama kuchnia Hinduska jest bardzo popularna. Jednym z częstszych śniadań podawanych na każdym kroku jest roti prata czyli placek składający się z mąki i klarowanego masła, podawany z różnymi rodzajami curry. Jedzenie Hinduskie jest jednak mocno pikantne dla przybyszy z Europy. Dla ludzi o trochę delikatniejszych żołądkach lub też dla chcących odpoczynku od ryżu po kilku dniach podróży bardzo powszechna w Sarawaku, szczególnie w miastach, jest kuchnia Chińska. Składają się na nią tak dania typowe dla różnych regionów w Chinach, na przykład gęste zupy wołowe z północnych Chin podawane ze świeżo zrobionym makaronem, jak i smażone makarony i ryż bardziej w stylu południowych Chin. Szczególnie warta polecenia jest też stworzona w Kuching zupa o nazwie Sarawak Laksa, jest to zupa na wywarze z kurczaka i krewetek oraz sporej dawce mleka kokosowego. Podawana z makaronem zrobionym z mąki z tapioki i ryżu. Zupa ta jest lekko, ale nie przesadnie, pikantna, słona, kwaśna i ciekawie przyprawiona ziołami na raz. Jest to moim zdaniem jedno z najlepszych miejscowych dań i zawsze jak jestem w Sarawaku to jest to jeden z pierwszych punktów mojego programu. Jest też cała masa innych dań, takich jak mee Sua, lekka rosołowa zupa, z czerwonym winem ryżowym oraz sprężystym makaronem ryżowym czy bak kut teh, ciemna zupa z mięsa i kości wieprzowych z dużą dawką ziół przypominających trochę kolorem i smakiem herbatę. Są też w końcu robione na parze Pau, rodzaj miękkiej nadzianej mięsem lub fasolą bułki. Ostatnią, najmniej dostępną w miastach, jest kuchnia miejscowych plemion. Odwiedzając długie domy, szczególnie w okresach świątecznych, natrafimy na dania gotowane w bambusie które zyskują dzięki temu bardzo przyjemny aromat. Przygotowując takie dania wybiera się stosunkowo szerokie źdźbła bambusa i napełnia je mięsem, kwiatami imbiru, solą, pieprzem i innymi przyprawami, następnie zatyka świeżymi liśćmi tapioki. Tak przygotowane bambusowe pojemniki kładzie się bezpośrednio na ognisku, dbając o to by nie wyciekły z nich płyny oraz obracając je regularnie, aby nie przepalić ścianek z jakiejkolwiek strony. Do tak przygotowanego kurczaka, ryby czy wieprzowiny często podaje się ryż również pieczony w bambusie i miejscowe wino ryżowe. Kuchnia plemion Dayaków cechuje się też ogromną ilością warzyw, grzybów a nawet owadów, pochodzących z lasów tropikalnych i nieznanych poza Borneo. Dużą popularnością wśród turystów cieszą się na przykład pędy rozmaitych paproci, najczęściej podsmażane z czosnkiem, lub, jeśli jedzą miejscowi, to raczej z sosem ze sfermentowanych krewetek… do którego trzeba się trochę przyzwyczaić.

Podsumowując, Sarawak to niezwykle ciekawe miejsce cechujące się ogromną różnorodnością i bogactwem natury. W którym każdy kto lubi chodzić po górach czy lasach będzie się czół jak w domu. W przerwach między zwiedzaniem różnych parków narodowych i miejscowych wiosek i długich domów odpocząć można natomiast w małych sympatycznych miasteczkach, gdzie dosłownie na każdym rogu są kawiarnie i restauracje podające dania z kuchni Malajskiej, Hinduskiej, Chińskiej i miejscowych plemion. Jest to miejsce, którym ciężko się znudzić, mi w każdym razie nigdy to się nie udało. Zabawnym dowodem na to, była grupa Czeskich biznesmenów, których kiedyś oprowadziłem po dolinie Bengoh. Planowali oni przyjechać na Borneo na tydzień a potem polecieć na miesiąc do Tajlandii. Jednak Sarawak tak ich wciągnął, że pomimo braku znajomości jakiegokolwiek języka poza Czeskim przesiedzieli cały pobyt w głębokim lesie podróżując między parkami narodowymi i długimi domami. Dopiero na trzy czy cztery dni przed powrotem do Europy polecieli do Bangkoku skąd mieli lot powrotny.